Recenzja serialu

Dead Of Summer (2016)
Ron Underwood
Mick Garris

Summer Camp

Każdy odcinek koncentruje się na innym bohaterze – przy pomocy retrospekcji poznajemy przeszłość danej postaci oraz śledzimy jej zmagania z siłami nieczystymi na obozie. 
Nazwiska Horowitz i Kitsis zyskały popularność na początku 2004 roku, gdy odbyła się premiera serialu "Zagubieni". Produkcja szybko zyskała rzesze oddanych fanów, a także miano "najbardziej spektakularnego serialu ostatnich lat". 
Przygoda na planie "Zagubionych" trwała sześć sezonów, a po jej zakończeniu rozpoczęto pracę nad kolejnym serialem, "Dawno, dawno temu", który w dużej mierze czerpie wiele z poprzedniego dzieła: sylwetki postaci czy retrospekcje. Jednak mimo powielanego schematu owa produkcja także stała się kasowym hitem. Tak więc skoro udało im się nie znudzić widza, zdecydowali się na następny serial pt. "Dead of Summer", lecz tym razem gołym okiem można dostrzec "zmęczenie materiału".


"Dead of Summer" opowiada o grupie młodych wychowawców, którzy przyjeżdżają na obóz Stillwater, aby przygotować go do użytku. Już pierwszej nocy mają miejsca niewytłumaczalne zdarzenia a bohaterowie doświadczają przerażających wizji. Pomimo tego decydują się pozostać na obozie i spędzić wymarzone lato.


Każdy odcinek koncentruje się na innym bohaterze – przy pomocy retrospekcji poznajemy przeszłość danej postaci oraz śledzimy jej zmagania z siłami nieczystymi na obozie. W rezultacie epizody są do siebie bardzo podobne, jednakże trzymają nierówny poziom – jeden odcinek wciąga i zaskakuje, natomiast kolejny ogląda się z wyczekiwaniem na napisy końcowe.

Sukces swoich poprzednich dzieł – "Zagubionych" i "Dawno..." twórcy zawdzięczają nie tylko świetnym zwrotom akcji, ale rozwiniętym, barwnym bohaterom. Zazwyczaj wystarczył jeden odcinek poświęcony danej postaci, aby ocenić czy życzymy jej szczęśliwego zakończenia czy też szybkiego spotkania ze świętym Piotrem, jednak w "Dead of Summer" postacie są bardzo powierzchowne i ciężko się z nimi utożsamić. Na tle obsady wyróżnia Elizabeth Lail, która dwoi się i troi, aby tchnąć życie w swoją postać. W roli Amy odnajduje się naprawdę dobrze: jest przekonująca w roli przesympatycznej opiekunki, jak również rewelacyjnie kreuje inne oblicza bohaterki. Aktorka, mimo że dopiero rozpoczyna swoją karierę w branży filmowej, to pokazuje swój bogaty warsztat i przyćmiewa resztę obsady. Na słowa pochwały zasługuje również: Elizabeth Mitchell, która w tej produkcji nie ma wielu okazji do popisów, gdyż jej postać stanowi głównie element tła, jednak przyciąga uwagę widza swoją minimalistyczną grą oraz sprawną modulacją głosu.


Plusami produkcji jest nastrojowy klimat, rodem z klasycznego "Piątku trzynastego". Twórcy w zgrabny sposób budują napięcie, posługując się ponurą muzyką, która sprawia, że serial ogląda się z zapartym tchem. Jednakże ciężko byłoby nazwać "Dead of Summer" horrorem. Horowitz i Lieber nieumiejętnie starają się przestraszyć widza jump-scenami. Początkowo dawało to całkiem niezły efekt, lecz z czasem zaczęli zbyt często używać tej metody i w rezultacie widz dobrze widział, kiedy ktoś lub coś wyskoczy przed ekran.

Efekty specjalne są bardzo nierealistyczne, gołym okiem widać pracę komputera. Praktycznie wszelkie sceny ze zjawiskami nadprzyrodzonymi wyglądają kiczowato, natomiast serial broni się dobrymi zdjęciami i scenografią. Widać talent operatorski, świetnie uchwycona obiektywem natura uprzyjemnia seans.


Pomimo tylu wad serial ogląda się całkiem nieźle. Twórcom kilkakrotnie udało się zaskoczyć widza i zachęcić go do dalszego oglądania. Pomysł na fabułę jest interesujący, lecz jego realizacja mogła być zdecydowanie lepsza. Serial ma w sobie potencjał i mam nadzieję, że zostanie w efektowny sposób zakończony, gdyż szkoda byłoby uczynić z niego średniej jakości tasiemca.
1 10
Moja ocena serialu:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones